Brzuch Centrum Trawienia Wizji
Description
Brzuch to przestrzeń przenikania się działań rzemieślniczych i twórczych z pogłębioną refleksją na temat roli człowieka w przyrodzie i społeczeństwie CENTRUM
Do wspólnego zagospodarowania przestrzeni zebrała się grupa twórców, rzemieślników, wizjonerów i marzycieli – każdy o nieco odmiennej palecie wrażliwości i oczekiwań. Przestrzeń ta jest wyrazem poszczególnych dążeń, które składają się na złożoną, wspólną rzeczywistość. Organizując otwierającą wystawę DOM nie pokazujemy przedmiotów i dzieł sztuki, ale miejsce, w którym z nimi współistniejemy.
TRAWIENIE
Trawienie w Brzuchu to przekuwanie wizji w realne działania: Kooperatywę Artystyczno-Rzemieślniczą, Projekt Dom Autonomiczny, Pracownię Rysunku i Malarstwa oraz Bazar Ekologiczny „Krótka Droga”.
WIZJA
Proponujemy alternatywną wersję ekologii: matriarchat, nieskrępowane tworzenie, wrażliwość i wyobraźnia w miejsce zasad i prawa, współpraca zamiast konkurencji.
BRZUCH
Brzuch to z jednej strony miejsce przemiany pokarmu w energię, z drugiej zaś macica – źródło życia. Interesuje nas tworzenie jako poród czegoś, co jest już od dawna zapłodnione, a nie tworzenie jako wymyślanie. To również prazasada eko-myślenia. Jednocześnie Brzuch to dążenie do suwerenności pracy, która jest nie tylko podstawą egzystencjalną, ale i źródłem satysfakcji oraz spełnieniem potrzeby twórczej.
Tell your friends
RECENT FACEBOOK POSTS
facebook.comGranice Wszechświata / Joanna Ogrodnik / Finisaż
Timeline Photos
Zapraszamy dziś (piątek 17-ego) między 15 a 19 do odwiedzania instalacji Joanny Ogrodnik Brzuch / Białoskórnicza 26 Granice Wszechświata – Joanna Ogrodnik Gdzie jest tajemnica? Może na przestrzeni niewidocznych powiązań pomiędzy pozornie odległymi elementami? Czy szklanki, kieliszki, woda i pochylone nad tym ludzkie usta, obraz skupienia, łyżeczka wprawiająca instrument w ruch - to muzyka czy fizyka? Jak się ma do tego blik lustra, który zabłądził w wybujałej wiosennej trawie? I ciało kobiece, z rozjarzonym od słońca brzuchem? I opowieść Witka o reinkarnacji, opowieść spoza systemów religijnych, opowieść, którą po prostu ze sobą przyniósł. I dźwięki – odległe brzmienie stadionu, żab nad stawem, rejestracje fal radiowych – równie dobrze można pomyśleć że jesteśmy mieszkańcami kosmosu a odgłosy życia na Ziemi są, kiedy się postrzega to z zewnątrz, niespodziewanym sygnałem, trudnym do zinterpretowania. Narodziny człowieka a system religijny. Naturalizm płodzenia i rodzenia a wzniosłe słowa polityki prorodzinnej. Rozziew. To co wypierają wielkie systemowe religie to właśnie kobiece ciało, spontaniczność religijnej myśli, przyroda w swej upiornej bujności, dzikości (nieuprawnej). Ta wystawa to w gruncie rzeczy areligijna wypowiedź – wypowiedź radykalnie odbierająca religii ten fundament, na którym została zbudowana, fundament który ta religia jednocześnie wypiera i który nazywa dziełem sił zła. Najbardziej głębokie religijne objawienie dziecka może w łatwy sposób zostać zabite przez korektę kapłana: „tak nie jest, jest inaczej”, a wręcz wrzucone w dziedzinę grzechu. To co w poszczególnych elementach instalacji jest dla mnie szczególnie cenne, że wyciąga tę całą z religijnego punktu widzenia kłopotliwą zawartość i czyni z niej podstawową treść mistycznego przeżycia – z elementami rozkoszy, fantazji, przerażenia, tajemnicy – i przede wszystkim poczuciem ostatecznego połączenia z najbardziej pierwotnymi siłami. To ewidentnie miłosna instalacja. Ta sama miłość, którą człowiek wylewa z siebie na drugą osobę, na szereg ludzkich istnień, na zjawiska, na siebie samego w centrum tych zjawisk – miłość jako perpetuum mobile, we wszelkich przejawach i odsłonach – stan ducha i ciała. Podniecenie i kwitnienie. I Wieczny Powrót. W przyrodzie, w powtarzalności zjawisk. W rodzinie. Zagadkowa wizja że po śmierci wracamy do nowej ludzkiej postaci, zazwyczaj w obrębie tej samej rodziny. Jakby rodzina była jakimś kosmicznym bytem – nie jeden człowiek, właśnie nie jeden – być może z perspektywy dziecka nie istnieje jeden człowiek, owszem jeden człowiek przeżywa, ale istnieje w grupie, w rodzinie – w ewoluującej, mieniącej się od coraz nowych członków, małżeństw, koligacji i przypływów nowej energii rodzinie – dziecko wraca zawsze do tej samej rodziny (inne co najwyżej „zwiedza”), jakby ta rodzina bardziej trwała w wymiarze kosmicznym niż ziemskim – jakby ziemski wymiar był jakąś rodzinną pieczęcią, materialnym lustrzanym odbiciem wieczności i trwania. To instalacja komponująca się w wyjątkowo wstydliwą, wypartą przez współczesność (bo irracjonalną), zbudowaną z podniet i ekscytacji całość. Zapraszam. **** Joanna O grodnik (ur.1980) – zaj m uje się body performance, fotografią, video-arte m, videoinstalacją, improwizacją w ruchu. Ukończyła Fotografię na U niwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Brała udział w kilku międzynarodowych festiwalach sztuki performance. Uczyła się tańca współczesnego w Bilbao, w Madrycie w spółdziałała z grupą teatru tańca aboccavolta, uczestniczyła w wielu warsztatch dotyczących kontakt improwizacji/tańca/performane. Interesuje się zagadnieniami związanymi z improwizacją w ruchu, rytmem, przestrzenią w różnych jej aspektach, body-mind, motoryką i symboliką ciała. 2013 Performance Iam (at) home , Heraklion, Greece, http:// mesogiosart.info/ Performance-duet z Olgą Gawlik, Zaragoza, rezydencja artystyczna w Fabrica de Chocolate Grupowy projekt taneczny Niech Wyleje Rzeka, Warszawa w ramach One Billion Rising 2011 ZAZ Festival: Tel-Aviv – Haifa, Israel Dni Sztuki Performance we Lwowie 13ty Miedzynarodowy Festiwal Sztuki Performance NAVINKI w Mińsku Lamella, video instalacja dyplomowa, Teatr Maski, Poznań H u m a n Surrounded, wystawa grupowa zrealizowana w ramach współpracy z Shanghaj Normal University, Galeria Aula, UA Poznań Co taka piękna dziewczyna robi w pracowni takiej jak ta?, wystawa zbiorowa, Galeria Rotunda, Poznań 2010 Festiwal Sztuki Performance Rozprzestrzenienie, Kielce. Lęk, video instalacja, UA Poznań 2009 Sacrum, grupa hotel wystawa zbiorowa, Warszawa, PL My neighbourhood, grupa hotel collective exhibition, Warszawa. Pragnienie, instalacja, Ustronie Morskie (2009) 2007 Cuando nada duele, teatr tańca abocca volta, Certa men Coreográfico Madrid, Centre Cultural de la Villa, Madryt, E S. 2005 Ruch – udręka materii, cykl fotografii, OPT Wrocław.
Timeline Photos
Przypominamy o dzisiejszej improwizacji solo w wykonaniu niestrudzonego Kuby w cierpliwym Brzuchu o nieśmiertelnej 20:00 na zachętę graficzne z koncertu refleksje Olafa sprzed dwóch tygodni
Granice Wszechświata / Joanna Ogrodnik
już jutro / ! przypominamy / zapraszamy / !
Timeline Photos
Granice Wszechświata / Joanna Ogrodnik Brzuch 10 czerwca / godz. 19:00
Timeline Photos
„Kryształy lodu tworzyły skorupę na szybie, była noc, siedziałam przy teleskopie, jak ktoś, kto zrobił coś absurdalnego, i w tym momencie z Andromedy nadeszła wiadomość, to był sygnał modulowany, przekazałam go do dekodera i rozpoznałam natychmiast, ta sama częstotliwość, to samo natężenie: z matematycznego punktu widzenia to był sygnał, którego wysłuchiwałam przez piętnaście lat mojego życia, sygnał od mojego Denisa. Czy wydaję się panu wariatką?” (Antonio Tabucchi) Zastanawiacie się czasami nad tym, dlaczego takie, a nie inne życie przytrafiło się właśnie Wam? Co sprawiło, że urodziliście się w tej, a nie innej szerokości geograficznej, w takiej, a nie innej rodzinie? Skąd bierze się poczucie tęsknoty do czegoś innego? Ja często się nad tym zastanawiam. Co, jeśli przyjąć, jak podają niektóre wierzenia, że sami wybraliśmy swoją egzystencję, rodzinę, miejsce urodzenia...? Podróżując w świecie niematerialnym, raz zadecydowaliśmy, że chcemy narodzić się w fizycznym ciele. Szukaliśmy odpowiednich rodziców i skierowaliśmy się tam, gdzie odczuwaliśmy podobne do naszych wibracje energetyczne. Czy to nie brzmi fantastycznie? Czy to nie jest wspaniała myśl, że jesteśmy decyzyjni jeszcze przed narodzeniem? Joanna Ogrodnik / Granice wszechświata Tekst, fotografie, dźwięk Brzuch Centrum Trawienia Wizji / Białoskórnicza 26 10.06 (piątek) / godz. 19:00
Brzuch Centrum Trawienia Wizji
To dziś, zapraszamy na 19 do Brzucha
Timeline Photos
Jest taki odruch, najbardziej oczywisty jak można sobie wyobrazić, zna go każdy z dzieciństwa – sprzeciw. Robiliśmy to na porządku dziennym, po kilka, kilkanaście, kilkaset razy – protestowaliśmy. Obserwując teraz protestujące dzieci podskórnie czuję, jak często mają rację w tym proteście – one nie chcą zmienić zastanej rzeczywistości na lepszą, one chcą tę rzeczywistość wprost nagiąć pod siebie; wszyscy kiedyś chcieliśmy. Niektórzy z nas nadal żyją w takim utopijnym zamierzeniu, lecz dzieje się to pokątnie, w ukryciu często przed nami samymi, dzieje się to jakby samo. I tylko wyczekujemy tego momentu, by móc zaprotestować znów. By pozwolić sobie na to, co w dzieciństwie było naszym podstawowym prawem, a co wraz z procesem wychowania tłumiliśmy w sobie, zabijaliśmy. Potrzebujemy parków, a władza próbuje nam wmówić, że potrzebujemy lśniących wystaw sklepowych. W Parku Gezi w Stambule sprzeciw wobec planów wycięcia drzew pod handlowy moloch przemienia się w ogólnokrajowy protest przeciwko władzy, która notorycznie nie respektuje granic wolności zwykłych ludzi oraz nie uwzględnia ich potrzeb w tym tak zwanym demokratycznym procesie zarządzania. W Grecji władza próbuje wmówić, że za błędy rządu oraz systemu bankowego winę ponieść mają zwykli obywatele, znów w powietrzu pojawiają się opary gazu łzawiącego, tylko dlatego, że ktoś chce zabrać głos w obronie wspólnego dobra, głos przeciwko władzy odcinającej się od woli tych, którzy tę władzę legitymizowali. Świat nieustannie protestuje, czarnoskórzy w USA, sufrażystki w Wielkiej Brytanii, studenci w Chinach, imigranci w Calais. Za pracą, za nauką, za lepszym życiem, za równością dostępu do prawa i dóbr publicznych. Za każdym razem jest to protest, który zbiera w sobie taką siłę, że chce podnieść mur i przenieść go dalej, poza linię horyzontu – bo nasz dziecięcy świat, obszar naszej świętej wolności nie znosi ograniczeń. Po prostu. Nie ma żadnego wyższego ideologicznego dobra. Po tej samej stronie mrocznej siły stoją kapitaliści, fundamentaliści religijni oraz realizatorzy utopijnych porządków społecznych – wszyscy ci którzy w imię swoich bałwanów, czy jest to kapitał czy idea boga czy idea równości, uruchamiają dla swych celów wojsko i policję. Społeczeństwo, jak bardzo nie byłoby uśpione, zastraszone, bezwładne i ogłupione, prędzej czy później wyrywa się z oków – idzie na spacer po krawędzi. I tu pojawia się przewrotne pytanie, czy idą w obronie czegoś, czy może właśnie po to by zaryzykować. Ryzyko dla ryzyka? Pretekst, by wejść w ciemny wypełniony ludźmi tunel, który prowadzi nie wiadomo dokąd. Obrazy Grażyny Małkiewicz, choć biorą za punkt wyjścia zdjęcia z demonstracji, historycznych i współczesnych, to nie zawsze dbają o odwzorowanie detali, układu postaci, tła, wręcz zabierają widza w inny wymiar wydarzenia – właśnie w ten osobliwy, nierozpoznany mrok; jakby to były jakieś próbne spacery po podziemiach zbiorowej nieświadomości. Współczesne wizje mikro-apokalips, i tego co czeka ludzkość tuż po: wyczekiwanie, niepewność, wędrówka. Wyjście z domu bez gwarancji powrotu, zaprzepaszczenie wszystkiego co się zbudowało, utrata priorytetów, wartości – wszystko może się obrócić w swoje przeciwieństwo, to czego bronimy stanie przeciwko nam, to przeciwko czemu protestujemy pokaże swoje zaskakujące oblicze wobec którego pozostaniemy bezradni. Malarstwo to na szczęście nie próbuje zająć stanowiska, nie próbuje pokazać racji, nawet tych oczywistych – zabiera gdzie indziej, do krainy protestu, jako kondycji, protestu jako rewersu życia, do ryzyka, które podejmujemy, wydawałoby się z instynktownego, najbardziej prawdziwego impulsu, w obronie swego ciała i swojej wolności, lecz które może nas zabrać właśnie na stos, pod gilotynę, na stracenie, na wygnanie – ale może właśnie jest to jedyna okazja, by na polu zbiorowości poczuć wolność w jej tajemnicy, w jej ogromie, w jej obietnicy... Protest jest irracjonalny w swojej najgłębszej przyczynie, ileż to razy zdarzyło się protestować w jakiejś nie do końca przemyślanej sprawie, wystarczy zupełnie pobieżne rozeznanie się w przyczynach, obecność znajomych i przyjaciół, i dajemy się złapać na lep jakiejś atrakcji tej sytuacji – protestujemy, jest wręcz „fajnie” - wspólnota, energia, wyższa racja, unieważnienie codzienności i jej ciężarów – no i to ryzyko… może nawet zginiemy przez przypadek, albo chociaż stracimy oko, nogę… Być może malarskość tych obrazów, faktura farb olejnych, mieszanie się płaszczyzn, prawie realistycznych z abstrakcyjnymi, zabiera nas właśnie na tę podróż ryzyka, podróż nieświadomą, zabiera nas na jedyny słuszny protest. Żyjemy w czasach, gdy i w naszym spokojnym kraju przyszło protestować, za mało radykalnie zdaje się, nikt tych protestów nie pacyfikuje, nie są realnym zagrożeniem, ci którzy wierzą w potrzebę zmiany, w tych protestach widzą głównie establishment, który tak naprawdę nie chce zmiany lecz powrotu starego. Więc to taki antyprotest. Naiwna zabawa dla tych, którzy nie chcą na krok ruszyć od tego, co całe życie budowali, nie chcą stracić ani odrobiny starej wiary, nie chcą naruszyć ani odrobiny swoich zasad – to jest antyprotest, nie wiadomo nawet czy w sposób głębszy realizuje zasadę wspólnoty? Antyprotest który w nikłym stopniu bierze pod uwagę patologie społecznych nierówności, źródła mowy nienawiści, analfabetyzmu kulturowego oraz brak poszanowania dla ekosystemu choćby tego kraju, nie mówiąc o planecie. Antyprotest w obronie mieszczańskiego materializmu oraz politycznej poprawności. Już jutro! Grażyna Małkiewicz Protest Brzuch / Białoskórnicza 26 godzina 19:00
Granice Wszechświata / Joanna Ogrodnik
Timeline Photos
Protest / Grażyna Małkiewicz Piątek 3 czerwca / godz 19:00 / wernisaż / happening Brzuch Centrum Trawienia Wizji Białoskórnicza 26 Jest taki odruch, najbardziej oczywisty jak można sobie wyobrazić, zna go każdy z dzieciństwa – sprzeciw. Robiliśmy to na porządku dziennym, po kilka, kilkanaście, kilkaset razy – protestowaliśmy. Obserwując teraz protestujące dzieci podskórnie czuję, jak często mają rację w tym proteście – one nie chcą zmienić zastanej rzeczywistości na lepszą, one chcą tę rzeczywistość wprost nagiąć pod siebie; wszyscy kiedyś chcieliśmy. Niektórzy z nas nadal żyją w takim utopijnym zamierzeniu, lecz dzieje się to pokątnie, w ukryciu często przed nami samymi, dzieje się to jakby samo. I tylko wyczekujemy tego momentu, by móc zaprotestować znów. By pozwolić sobie na to, co w dzieciństwie było naszym podstawowym prawem, a co wraz z procesem wychowania tłumiliśmy w sobie, zabijaliśmy. Potrzebujemy parków, a władza próbuje nam wmówić, że potrzebujemy lśniących wystaw sklepowych. W Parku Gezi w Stambule sprzeciw wobec planów wycięcia drzew pod handlowy moloch przemienia się w ogólnokrajowy protest przeciwko władzy, która notorycznie nie respektuje granic wolności zwykłych ludzi oraz nie uwzględnia ich potrzeb w tym tak zwanym demokratycznym procesie zarządzania. W Grecji władza próbuje wmówić, że za błędy rządu oraz systemu bankowego winę ponieść mają zwykli obywatele, znów w powietrzu pojawiają się opary gazu łzawiącego, tylko dlatego, że ktoś chce zabrać głos w obronie wspólnego dobra, głos przeciwko władzy odcinającej się od woli tych, którzy tę władzę legitymizowali. Świat nieustannie protestuje, czarnoskórzy w USA, sufrażystki w Wielkiej Brytanii, studenci w Chinach, imigranci w Calais. Za pracą, za nauką, za lepszym życiem, za równością dostępu do prawa i dóbr publicznych. Za każdym razem jest to protest, który zbiera w sobie taką siłę, że chce podnieść mur i przenieść go dalej, poza linię horyzontu – bo nasz dziecięcy świat, obszar naszej świętej wolności nie znosi ograniczeń. Po prostu. Nie ma żadnego wyższego ideologicznego dobra. Po tej samej stronie mrocznej siły stoją kapitaliści, fundamentaliści religijni oraz realizatorzy utopijnych porządków społecznych – wszyscy ci którzy w imię swoich bałwanów, czy jest to kapitał czy idea boga czy idea równości, uruchamiają dla swych celów wojsko i policję. Społeczeństwo, jak bardzo nie byłoby uśpione, zastraszone, bezwładne i ogłupione, prędzej czy później wyrywa się z oków – idzie na spacer po krawędzi. I tu pojawia się przewrotne pytanie, czy idą w obronie czegoś, czy może właśnie po to by zaryzykować. Ryzyko dla ryzyka? Pretekst, by wejść w ciemny wypełniony ludźmi tunel, który prowadzi nie wiadomo dokąd. Obrazy Grażyny Małkiewicz, choć biorą za punkt wyjścia zdjęcia z demonstracji, historycznych i współczesnych, to nie zawsze dbają o odwzorowanie detali, układu postaci, tła, wręcz zabierają widza w inny wymiar wydarzenia – właśnie w ten osobliwy, nierozpoznany mrok; jakby to były jakieś próbne spacery po podziemiach zbiorowej nieświadomości. Współczesne wizje mikro-apokalips, i tego co czeka ludzkość tuż po: wyczekiwanie, niepewność, wędrówka. Wyjście z domu bez gwarancji powrotu, zaprzepaszczenie wszystkiego co się zbudowało, utrata priorytetów, wartości – wszystko może się obrócić w swoje przeciwieństwo, to czego bronimy stanie przeciwko nam, to przeciwko czemu protestujemy pokaże swoje zaskakujące oblicze wobec którego pozostaniemy bezradni. Malarstwo to na szczęście nie próbuje zająć stanowiska, nie próbuje pokazać racji, nawet tych oczywistych – zabiera gdzie indziej, do krainy protestu, jako kondycji, protestu jako rewersu życia, do ryzyka, które podejmujemy, wydawałoby się z instynktownego, najbardziej prawdziwego impulsu, w obronie swego ciała i swojej wolności, lecz które może nas zabrać właśnie na stos, pod gilotynę, na stracenie, na wygnanie – ale może właśnie jest to jedyna okazja, by na polu zbiorowości poczuć wolność w jej tajemnicy, w jej ogromie, w jej obietnicy... Protest jest irracjonalny w swojej najgłębszej przyczynie, ileż to razy zdarzyło się protestować w jakiejś nie do końca przemyślanej sprawie, wystarczy zupełnie pobieżne rozeznanie się w przyczynach, obecność znajomych i przyjaciół, i dajemy się złapać na lep jakiejś atrakcji tej sytuacji – protestujemy, jest wręcz „fajnie” - wspólnota, energia, wyższa racja, unieważnienie codzienności i jej ciężarów – no i to ryzyko… może nawet zginiemy przez przypadek, albo chociaż stracimy oko, nogę… Być może malarskość tych obrazów, faktura farb olejnych, mieszanie się płaszczyzn, prawie realistycznych z abstrakcyjnymi, zabiera nas właśnie na tę podróż ryzyka, podróż nieświadomą, zabiera nas na jedyny słuszny protest. Żyjemy w czasach, gdy i w naszym spokojnym kraju przyszło protestować, za mało radykalnie zdaje się, nikt tych protestów nie pacyfikuje, nie są realnym zagrożeniem, ci którzy wierzą w potrzebę zmiany, w tych protestach widzą głównie establishment, który tak naprawdę nie chce zmiany lecz powrotu starego. Więc to taki antyprotest. Naiwna zabawa dla tych, którzy nie chcą na krok ruszyć od tego, co całe życie budowali, nie chcą stracić ani odrobiny starej wiary, nie chcą naruszyć ani odrobiny swoich zasad – to jest antyprotest, nie wiadomo nawet czy w sposób głębszy realizuje zasadę wspólnoty? Antyprotest który w nikłym stopniu bierze pod uwagę patologie społecznych nierówności, źródła mowy nienawiści, analfabetyzmu kulturowego oraz brak poszanowania dla ekosystemu choćby tego kraju, nie mówiąc o planecie. Antyprotest w obronie mieszczańskiego materializmu oraz politycznej poprawności. Mariusz Sibila
Czytanie w Ciemnościach: "CZARNE SŁOŃCE"
Zapraszamy jutro o 18:00 Wstęp wolny.